Tworzymy niezwykłe lody i niezwykłe chwile. Ponieważ wierzymy, że małe luksusy mają moc uczynić codzienność przyjemniejszą. #NiePowstrzymujSię # Kiedyś dość często słyszałam "nie bądź taka pewna siebie!"... Nie, nie poszłam po rozum do głowy, po prostu do ludzi dotarło, że jestem zbyt uparta i właśnie pewna swego, żeby to zdanie kiedykolwiek do mnie dotarło. Życie dało mi niby dość porządną lekcję, jak to nie można być pewnym czegokolwiek w 100 %, jednak osobowości niestety nie zmienię. A czasem szkoda... Dzisiejszy wpis, jak zwykle, nie o mnie, a o produkcie z tytułu, jakim są lody Haagen-Dazs pralines & cream, czyli lody waniliowe z sosem karmelowym i karmelizowanymi orzechami pekan. Lody Haagen-Dazs po prostu uwielbiam, większość smaków ma u mnie 9-10/10, więc te kupiłam "na pewniaka", a jako, że ubóstwiam główne składniki, to nie mogą mnie zawieźć, prawda? Po otwarciu 430-gramowego (500 ml) pudełka, poczułam intensywny waniliowy zapach. Zapowiadało się dobrze. Czy aby na pewno? W składzie widnieje jedynie naturalny aromat waniliowy, więc cóż: tylko aromat... ale jak smakowicie pachnący. Wbiłam łyżkę w masę lodową, spróbowałam. Okazała się gęsta, ale nie zbita i ciężka, a miękka i kremowa, tłustawe w przyjemnym, kremowym kontekście. Gdy całą łychę lodów włożyłam do ust, poczułam, oprócz oczywistego zimna, śmietankę kremówkę, na bazie której lody są zrobione, oraz waniliowy smak. Słodycz wcale nie była mdła, ale do nachalnego przesłodzenia samym lodom było daleko. Przy następnej łyżce zagarnęłam także nieco sosu karmelowego. Co mogę o nim powiedzieć? Bardzo słodki, śmietankowo-maślany z lekkim posmaczkiem palonego cukru. Był to sos gęsty, wtapiający się w lody, co podbijało ich słodycz. Niestety, sos był nierównomiernie rozmieszczony, co miejscami skutkowało jego niedoborem, a miejscami było go tak dużo, że zasładzał zupełnie. Wtedy nawet palony posmak jakoś uciekał. Ostatnim dodatkiem, zwieńczeniem, są orzechy pekan. Jadłam te lody i jadłam... jeden orzeszek... jadłam, zaraz kawałek drugiego... Nie mogę powiedzieć, że ich nie było, ale ilość była naprawdę skromna - 7 %, a wydawało mi się, że jeszcze mniej. A to połówki, a to ćwiartki. W smaku jednak, wiadomo, pyszne i lekko chrupiące, ewidentnie podprażone, bo smak był wręcz podwójnie silny. Dodatkowo były lekko karmelowo-palone (bo karmelizowane), co dokładało całości słodyczy, ale... akurat tu ten palony smak również był przyzwoity. Ciężko jest mi zwięźle podsumować Haagen-Dazs pralines & cream. Niby są smaczne, sos pyszny (ale bardzo słodki), orzechy - cudo, ale o wiele za małe i za mało, wanilia to w ogóle tylko aromat. Skład jest o wiele lepszy niż w przeciętnych lodach, a w smaku nie ma porównania, ale mam wysokie wymagania w stosunku do drogich firm. Z bólem serca obniżam ocenę, jednak gdyby wanilia była wanilią, a orzechów dali dwa razy więcej, dałabym dziewiątkę, mimo przesadzonej słodyczy, już nawet przymykając oko na to, że wolałabym żeby sos był bardziej palony czy coś. ocena: 7/10 kupiłam: Tesco cena: zł (promocja) kaloryczność: 275 kcal / 100 g czy znów kupię: w promocji możliwe Skład: śmietanka, zagęszczone mleko odtłuszczone, cukier, żółtko jaja, orzechy pekanowe, syrop gluozowy, naturalny aromat waniliowy, masło, sól, substancja żelująca: pektyny Delivery & Pickup Options - 2 reviews of Haagen-Dazs "I pass by this location almost every day on my usual afternoon Starbucks Run. Yesterday I happen to notice something seemed different. Behind the counter, and the establishment in general seemed less cluttered and very clean. Niestety, ta okazja już wygasłalip 14. 2022Ta okazja już wygasła. Oto kilka opcji, które mogą Cię zainteresować:Więcej SłodyczeZnajdź więcej okazji SłodyczeSprawdź więcej okazjiOdkryj więcej ofert na głównej stronie Promocja na lody Haagen-Dazs w Biedronce. Cena może nie jest najniższa w historii ale zawsze coś 😁 W lodówce znalazłem tylko słony społecznościowe Jeśli klikniesz w linki zamieszczone na Pepper lub za ich pomocą sfinalizujesz zakup produktu, możemy od danego sprzedawcy otrzymać pieniądze. Nie ma to jednak wpływu na to, które okazje są publikowane. 3 Komentarze

Order food online at Haagen-Dazs, Philadelphia with Tripadvisor: See 14 unbiased reviews of Haagen-Dazs, ranked #1,065 on Tripadvisor among 4,409 restaurants in Philadelphia.

Produkt Häagen Dazs Lody PET-kubek 500 (Wiadomość o produkcie?) EAN 3415581187113 Cena normalna Opinie 0 0 Opinie (0) Opinie (0) 0 0 Napisz opinię Twój komentarz: (opcjonalnie, maksymalnie 160 znaków) Twoja ocena: Dodaj Optymalizacja zakupów Ilość: 0 0,00 Najlepsze ceny -,-- 3 najtańsze sklepy -,-- Tylko Ulubione sklepy -,-- Wszystko w 1 sklepie -,-- Wypełnij listę produktami aby zoptymalizować zakupy
Highlights. One 14-ounce package of Häagen-Dazs Vanilla Bean Ice Cream. Ice cream with Madagascar vanilla, sweetened cream, and flecks of vanilla beans. Häagen-Dazs Ice Cream is made with the finest ingredients from around the world, offering flavor to match any mood. Luxury is defined by many, not by few.
Autor: AK Data: 13-07-2022, 20:58 Iglotex wycofuje z rynku kilka partii waniliowych lodów Haagen Dazs. Powodem jest zastosowanie zanieczyszczonego ekstraktu waniliowego. Lody Haagen Dazs wycofane ze sprzedaży. Powodem zanieczyszczony składnik. fot. shutterstock Szukasz magazynu do wynajęcia. Zobacz ogłoszenia na Które lody Haagen Dazs zostały wycofane ze sprzedaży?W ramach ostrzeżenia publicznego dotyczącego żywności GIS podał, że chodzi o określone partie lodów waniliowych 460 ml firmy etylenu w lodach Häagen-DazsSanepid przekazał, że został poinformowany poprzez System Wczesnego Ostrzegania o Niebezpiecznej Żywności i Paszach (RASFF) o prowadzonym przez francuską firmę Häagen-Dazs wycofaniu niektórych partii lodów waniliowych ze względu na zastosowanie do produkcji składnika zanieczyszczonego tlenkiem etylenu. Podano, że był to ekstrakt waniliowy. Dalsza część artykułu jest dostępna dla subskrybentów Strefy Premium lub poznaj nasze plany abonamentowe i wybierz odpowiedni dla siebie Jade Purple Brown’s vision, combined with the creative and unique ice cream flavors, will call for a bright and colorful event. The Rose & Ruben’s bodega will be open on April 20 from 12 p.m Są takie produkty, które smakują absolutnie wszystkim absolutnie wszystkim pozostającym przy zdrowych zmysłach. Niech za przykład posłuży Jogobella, krówki czy zwykłe herbatniki. Klasyczne smaki, znana konsystencja, wygląd i zapach, tradycyjna receptura. Sięgając po nie, zawsze wiemy, a przynajmniej możemy się spodziewać, co nas czeka. Podobnie sprawa ma się z markami. Są takie, którym raczej nie odmówimy jakości wytwarzanych produktów. Lindt, Zotter, Muller, Ehrmann. Oczywiście są tacy, którzy się przyczepią, wszak w każdym sklepie z meblami znajdzie się jakaś szafa, w której spoczywa trup, ogólnie możemy jednak założyć, że kupując nowy produkt od VeryGoodCompany, trafimy na perełkę. Tu właśnie sprawa zaczyna się komplikować. Jeśli jesteśmy fanami owej firmy, kolejne niewypały mogą nas mniej lub bardziej zrazić, ale zbyt łatwo nie odbierzemy jej kredytu zaufania. Jeśli zaś nie jesteśmy zaznajomieni z jej produktami, przez długie lata karmiąc się opiniami innych ludzi, jakie to owe produkty są wspaniałe i nieziemskie, stwarzamy sobie wyimaginowany ich obraz, upatrujemy w nich siódmego cudu świata i myślimy, że dzień skosztowania ich będzie dniem wniebowstąpienia. Tak właśnie było ze mną i z Ritter Sportem. Z niemiecką firmą spotkałam się po raz pierwszy w życiu, gdy zaczęłam czytać blogi z recenzjami słodyczy. Znaczna większość, nielicznych wówczas, bloggerek przekonywała, iż to jedne z najlepszych czekolad. Słuchałam, zapamiętywałam, a apetyt wzrastał. W końcu, po wielu miesiącach, zdecydowałam się otworzyć pierwszą z upolowanych tabliczek. Padło akurat na zestaw miniaturek, z których dobra, a to i tak średnio, okazała się jedna. Pozostałe dwie – ohyda. Byłam zła i smutna. Zła, bo czułam się z jednej strony oszukana, z drugiej zaś dziwna i pozbawiona smaku, smutna, bo… a któż by nie był? Później co prawda zmieniłam zdanie, ale nie o to chodzi. W tamtej chwili uznałam, że nigdy więcej nie będę sobie robiła nadziei ani idealizowała czegoś, czego wcześniej nie próbowałam. I tak rzeczywiście miało być. Miało, bo w blogosferze zaczęto snuć opowieść o Haagen-Dazs. Lody, które dziś prezentuję, są jednymi z najdłużej zalegających w moim zamrażalniku (około roku; starsze są tylko mniej więcej trzyletni mix z Lidla i drugi, pięcioletni, z Biedronki), sama recenzja zaś zdecydowanie najbardziej oczekiwaną. Prośby o nią, a także upomnienia i groźby karalne, pojawiały się zarówno w komentarzach na blogu, jak i na Instagramie. Wiedziona przeczuciem, że otwarcie opakowania będzie się wiązać z poznaniem wielkiej filozoficznej prawdy, odwlekałam je w nieskończoność. W końcu jednak musiałam dać za wygraną. Pierwszym powodem był koniec wakacji i resztki sprzyjających jedzeniu zimnego temperatur, drugim termin powoli, acz nieuchronnie zbliżający się ku końcowi, trzecim zaś święto Patrycji, które odbyło się gdzieś tam pod koniec sierpnia i w ramach którego, by mnie zmotywować, zażyczyła sobie recenzji Haagenów. Niech więc będzie. Otwieram i jem, a efekt prezentuję dwa dni później, jako że specjalnie zostawiłam okienko w recenzenckim planie. Rozpoczęcie jedzenia półlitrowego kubełka Macadamia Nut Brittle powinno się zacząć po 10-15 minutach od wyjęcia go z zamrażarki, o czym poinstruował sam producent. Dla mnie to nic dziwnego ani nadzwyczajnego, z racji tego, iż większość lodów wyciągam wcześniej, by odtajały i stały się miękkie. Nienawidzę zmrożonej polewy czekoladowej, a że najczęściej jadam wersje napatykowe w typie Magnuma, chwila zwłoki działa na mą korzyść. W wypadku Haaganów czekałam nawet 20 minut, widząc, że lody nadal są mocno zmrożone. Trudno, będzie trzeba użyć kilofa – pomyślałam, wyjmując z szafy zestaw małego górnika. Po przeniesieniu lodów do pokoju (początkowo planowałam przełożyć połowę do miseczki, ale ostatecznie uznałam, że zrobię sobie święto i zjem dokładnie tyle, na ile będę miała ochotę), zbliżyłam nos do jasnej, biszkoptowej powierzchni i poczułam… nic. A jeśli już coś, cokolwiek, to delikatnie kwaśną nutę maślanki czy kefiru, bez najmniejszej zapowiedzi smaku. Weird. Co do samego zaś smaku, przez ponad pół roku trzymania lodów w zamrażarce byłam przekonana, że są orzechowe (macadamiowe) z karmelem. Jakaż rozpacz mnie spotkała, gdy przeczytałam, iż są waniliowe. Waniliowe! Takie zwyczajne, a taka cena… Dobrze przynajmniej, że nie ja za nie płaciłam. Ale w porządku, już nie narzekam, wszak „zwykła wanilia” zawsze może się okazać niezwykłą, bo rewelacyjnie wykonaną. Pierwsza łyżka Macadamia Nut Brittle zaatakowała moje kubki smakowe wyrazistością i intensywnością wanilii. Wow! Dawno już nie jadłam tak waniliowych lodów waniliowych. Sięgając pamięcią daleko wstecz, ostatni raz miał miejsce w dzieciństwie, gdy chodziłam z mamą na lody gałkowe nad Odrę. Oprócz wanilii poczułam słodycz, również bardzo wyraźną, wysoką i miodową. W z pozoru jednolitej tafli kryły się: orzechy – miękko-twarde i smaczne, ale w życiu bym nie powiedziała, że to macadamia (pewnie dlatego, że nigdy nie jadłam ich oddzielnie), karmel – małe poletka gęstego sosu, który rozpuścił się wraz z lodami i smakował jak toffi wypływające ze środka najlepszej krówki, a także tytułowe nut brittle – kawałki twardego i chrupiącego karmelu z orzechami, które coś mi przypominały, ale nie do końca wiem co (może bloki migdałowe sklejane syropem?). Była to najlepsza część produktu, owe chrupiące cząsteczki i małe wysepki toffi. Same lody bowiem mnie nie zachwyciły. Były waniliowo-miodowe, posiadały kwaśnawy posmak (nie mogłam pozbyć się wrażenia, że zostały zrobione na kefirze), niczym szczególnym się nie wyróżniały. Ich niezaprzeczalną i ogromną zaletą było to, że choć słodycz oceniłam podczas jedzenia jako wysoką, to nie dały rady mnie zasłodzić. Nie było mi mdło ani źle. Zanim się obejrzałam, zjadłam prawie cały kubełek (na dnie zostało marne 50 g, które zostawiłam z rozsądku). Ponad tysiąc kalorii z lodów. Lodów, których nawet nie uważam za wybitne. Możecie nie wierzyć, ale tego wieczora moje wyrzuty sumienia były zdecydowanie większe niż ilość przyjętych kalorii. Gdyby to była pyszna czekolada czy ciastka, nie widziałabym problemu. Ale nie Haageny. Przykro mi, ale uwielbienie do nich mnie ominęło, nie położyło wilgotnej macki na ramieniu. Lody, a przynajmniej w tym wariancie smakowym, nie są warte swojej ceny. Nie planuję kupować kolejnych, chyba że za kilka lat i w wersjach miniaturowych. Wystawiam im piątkę, bo są przyzwoite, ale gdybym jutro szła do sklepu i miała kupić kolejne, sięgnęłabym po ukochane Carte d’Or. Ocena: 5 chi Wartości odżywcze: This Haagen Dazs shop in particular, I've been to several times. I don't live nearby this shop, but every time I stop by, the consistency is REAL! It's the consistency of service, cleanliness, and most importantly, the proper execution of their Dazzler sundae, because believe me girl, I've been to shops that have executed the saddest of Dazzlers.
Przypadek: wielkie szczęście, czy przekleństwo pechowca? Zadałam sobie to pytanie siedząc w samochodzie i dosłownie umierając. O co chodzi? Po kolei... Podczas jednego z moich wyjazdów, zrobiło się bardzo, ale to bardzo gorąco. Nie spodziewałam się takiej pogody tego dnia, wręcz przeciwnie - nabrałam jakieś ciepłe bluzy z myślą, że będzie deszcz i okrutny wiatr. Będąc w Warszawie, postanowiłam wyrwać się z nieklimatyzowanego samochodu i wstąpić do Almy, "tak przy okazji" (wcale nie zabrałam z domu łyżeczki, niee, wcale). Całkiem "przypadkiem" pomaszerowałam do zamrażarek, a tam... światłość i fanfary. Mój wzrok wyłapał jedną jedyną rzecz, nic innego się nie liczyło. Tą rzeczą były lody, 430-gramowe pudło lodów. Kupiłam je, jako "przekąskę na raz" i spałaszowałam na parkingu. Tak, a potem umierałam z przejedzenia i wychłodzenia, mimo upału. Ok, trochę to z przymrużeniem oka piszę, bo moje podejście do jedzenia nie pozwoliłoby mi na takie "wszamanie w biegu". Prawda była taka, że miał to być w zasadzie mój "posiłek na cały dzień", a ja mając wszystko inne gdzieś, z zachwytem wygodnie rozsiadłam się w samochodzie i urządziłam sobie długą ucztę w towarzystwie ulubionej muzyki. To wszystko jednak się nie liczyło, ponieważ lodami tymi były Haagen-Dazs coffee, czyli kawowe, za którymi uganiam się już od dłuższego czasu. Parę minut poczekałam, jednak na pewno nie zalecane 10-15. W końcu... nie chciałam siedzieć na parkingu jak głupia. Otworzyłam i już od razu dobiegł mnie smakowity kawowo-śmietankowy zapach. Nic tylko zanurzyć łyżeczkę w masę lodową i jeść! Lody są dość gęste i solidne. Przyjemnie tłustawe i rozpuszczające się, tworząc gęstą maź. Czuć, że bazą pod nie była śmietana kremówka. W ogóle muszę pochwalić skład, ale to w haagenach standard. Tak więc, było czuć śmietankę, jednak to nie był smak wiodący. W tej dziedzinie zdecydowanie triumfowała kawa właśnie, zgodnie z oczekiwaniami. Lody przypominały co prawda mleczną kawę, jednak jej goryczka wciąż pozostawała całkiem silna. Pierwszym skojarzeniem była kawa rozpuszczalna z pianką: bardzo delikatna i charakterna zarazem. Słodycz natomiast... również się pojawiła. Był to swoisty, minimalistyczny dodatek, wydobywający smaki kawy i śmietanki. Kompletne przeciwieństwo lodów Grycan caffe latte. W nich cukier był na bardzo wysokim miejscu, na podium - powiedziałabym. W haagenach mamy do czynienia z lekko dosłodzoną kawą. Osobiście nie słodzę, jednak słodka nutka w lodach jest przeze mnie jak najbardziej pożądana. Kiedy tak jadłam i jadłam, zaczynając od boków (gdzie trzymałam pudełko), bo tam najszybciej się topiły, odkryłam, że mimo iż w większości topią się "na gęsto", to przy samym końcu zaczęła się z nich wydzielać jakby prawie woda. Znaczy... nie w smaku, a w konsystencji. Pomijam jednak ten fakt, bo na smak w ogóle nie wpływał. Reasumując, lody te nie są w żadnym wypadku gorzką siekierą, typową małą czarną, a porządną kawą z odrobiną mleka i szczyptą cukru. Oczywiście mrożoną. Znaczy... jako kawa, nie zachwycałabym się tym smakiem aż tak, jednak jako lody... były naprawdę pyszne, chociaż dla mnie mogłyby być mieć jeszcze jakieś kawowe kawałki, sos, czy coś. Przyznać jednak muszę, że smak gorzko-kawowy i intensywny, bije na głowę wszystkie inne (zwykłe kawowe) lody, jakie jadłam. Około 25 zł za smaczne, lecz wbrew pozorom zwyczajne (preferuję lody z dodatkami, jednolita lodowa masa to dla mnie trochę za mało), kawowe lody, to jednak trochę za dużo. Rozumiem, że za skład się płaci, ale uważam, że sama marka także ma ogromny wpływ na cenę. Cieszę się, że kupiłam je w promocji, mogę śmiało powiedzieć, że jeśli na nią traficie - nie zastanawiajcie się, kupujcie! ocena: 10/10 kupiłam: Alma cena: zł (promocja) kaloryczność: 252 kcal / 100 g czy kupię znów: może jak na promocję trafię
iRudv4. 147 327 428 17 248 215 54 367 142

lody haagen dazs biedronka